by

udało się. kto mnie zna ten wie, że ustaliłam sobie pewną klasyfikację: z flory najbardziej lubię mech, wrzosy, takie różne, później plasują się wszelkie drzewa (iglaste ponad liściastymi), krzewy, a na końcu kwiatki. tak więc ściółka rządzi. sami rozumiecie, że musiałam spróbować ciasta leśny mech.


zdjęcie nie oddaje zieleniutkowości, ale macie pewne wyobrażenie. kolor dzięki szpinakowi! ale nie czuć. oto przepis, spróbujcie sobie (nie jest zbyt zdrowe, ale czasem można, co nie?).

rozmrażamy torbę szpinaku rozdrobnionego i odciskamy z niego wodę. 4 jajka miksujemy z ponad szklanką cukru na puszysto. miksując, dodajemy ponad szklankę oleju. można też dodać nieco ekstraktu waniliowego. do tej masy dodajemy wcześniej zmieszaną mąkę (2,5 szklanki krupczatki - ja miałam gryczaną i wyszło okej, do tego bezglutenowo prawie) z proszkiem do pieczenia (3 łyżeczki). miksu miksu. na koniec dodajemy rozmrożony szpinak i mieszamy drewnianą łychą, aż ładnie się połączy.

pieczemy w tortownicy (na papierze do pieczenia, oczywiście), około godziny w 180 stopniach (ale lepiej pilnować i sprawdzić patyczkiem). po wystudzeniu już ucinamy wierzch (tak powiedzmy w 2/3 wysokości), przekładamy ten wierzch do miski i kruszymy w palcach. reszta niech sobie zostanie w tortownicy (razem z założonymi brzegami). 

czas na masę śmietankową! na wstępie zaznaczę, że wolę masy serkowo-twarogowe, a także budyniowe, dlatego pomyślę nad modyfikacją tego przepisu. ale po bożemu jest tak: cytrynową galaretkę rozrabiamy w 200 ml wrzątku, zostawiamy do wystygnięcia, aż się zrobi nieco kisielowata. śmietankę kremówkę (400 ml) ubijamy na sztywno, dodajemy trochę cukru pudru (3 łyżki?). uwaga! dodajemy tężejącą galaretkę, szybko miksujemy! i tę masę wykładamy na ciasto, przysypujemy owymi okruszkami, dekorujemy czymś (dodałam żurawinę, ale lepsze byłyby jagody, borówki albo nawet granat) i już. z boku wygląda to mniej więcej tak:


a teraz idę pooglądać prawdziwy mech.