by

jak powiedziałam, tak robię. wstaję, kiedy jest jeszcze ciemno (niedługo to będzie standard), próbuję nie zmarnować ani minuty, ale sami wiecie, jak to jest. jem gruszki, śliwki i kaszę gryczaną. mam OKROPNĄ ochotę na ciasto, ale postanowiłam sobie, że koniec, koniec, koniec. może przynajmniej kakao mi pomoże... jestem definitywnie uzależniona od cukru i nic z tego dobrego.

a rano... na razie na rozruch (tak szybko kostnieję) coś takiego:



niestety denerwuje mnie lektor nie-w-porę. do tego nie polecam porannego ćwiczenia w piżamie, można się zdekoncentrować bardzo łatwo. poszukam czegoś innego, jeszcze w planach na wieczór:




wkrótce będzie coraz gorzej z motywacją, ale przynajmniej próbuję. w kuchni: jarmuż, figi, makrela. najwyższy czas na jesienne porządki (wypić całe te błonniki i ziółka wreszcie...) 8 listopada to deadline wyglądania jak człowiek. joł!

a tak w ogóle to obczajaliście mój wywiad z kasią kniołą? od razu chce mi się bardziej starać... 

do tego odwiedziłam vege miasto na solidarności i powiem jedno: WRÓCĘ. PO. TE. DESERKI.