by

moi drodzy, wiem. według niektórych już za bardzo popłynęłam, ale kompletnie mi to nie przeszkadza! traktuję to trochę z przymrużeniem oka, chociaż przecież jestem w 100% przekonana. dzisiaj byłam u lekarza u szarlatana na badaniach voll'a. co prawda ta placówka reklamuje się hasłem medycyna XXII wieku i w ulotce miała literówkę, ale co tam. chcecie wiedzieć, na czym polega diagnostyka EAV? no dobra, w skrócie, bo sama nie za bardzo czaję: wykorzystując meridiany (tu się kłania chińska medycyna, akupunktura i te sprawy), przez które przepływa energia (stary dobry prąd) sprawdza się, gdzie jest spadek energii = zator = problem. co mi wyszło?


otóż jest całkiem okej! sprawdziły się pewne sprawki, które już znamy (autoagresja, wątroba, śledziona intensywnie pracuje, ale to dobrze), alergie mnie zaskoczyły (z pokarmowych: tylko krowie mleko! plus, muszę sprawdzić, kiedy kwitnie leszczyna...), reszta umiarkowanie. jeśli chodzi o gluten, to toleruję, ale... mam go w sobie zdecydowanie za dużo. jak już pozbędę się nadmiaru, co jakiś czas zje się pizzunię albo porządną pajdę... co ważne: zmienić środek piorący (jelp? orzechy? anyone?). i prać często pościel. hmhmhm.

tak czy siak, wiele się zgadza i nie żałuję tej wycieczki. zawsze coś nowego. na do widzenia dostałam kartkę z wypisem, co mi dolega, diagnostykę organizmu (wszelkie nadczynności i niedoczynności), a także małe ksero z poradami, które dobrze już znacie. wykaz produktów z glutenem bądź bez, tabelka o kwasotwórczych i zasadotwórczych produktach... powinnam być na 8-tygodniowej diecie bezglutenowej na hardkorze. z rzeczy, o których jeszcze będę pisać: klasyfikacja żywności dla prawidłowego łączenia produktów (ląduje na lodówce - fajnie, nigdy mi się nie chciało robić tej tabelki!) oraz wskazówki, jak oczyścić się z różnych nieprzyjemności, które każdy z nas nosi. hint: będzie o gorzkich, niesmacznych naparach. no już nie mogę się doczekać... (ale najpierw: wycieczka).