by

olaboga! cisza spokój, wtem - post, i to z brzydkim zdjęciem. a owszem, nie mam siły udawać, że to jakieś fancy opakowanie i zaraz wysmażę tu fancy focię. nie. wydałam całkiem konkretne pieniądze na coś, co może i wygląda fatalnie, ale a) nie śmierdzi jak niektóre spiruliny, b) ma być lekiem na całe zło. na początku tylko słowo wyjaśnienia: piszę rzadko, ale oprócz wielkiej żywieniowej wtopy (WESELE), trzymam się całkiem nieźle: jeśli nie szejki, to awokado i migdały i kefiry, a teraz jeszcze tydzień oczyszczania wątroby (idzie mi całkiem nieźle, moje nowe ulubione połączenie to owsianka z nektarynkami oraz jaglana z burakiem, kiszonym ogórkiem i paprykowym pesto. mniam!), więc mam wrażenie, że wychodzi na plus.



trochę ćwiczę. ba! zaczynam już dotykać całymi stopami przy psie z głową w dół (joga wygrała z crossfitem na całej linii), widzę też, gdzie popełniam błędy. chciałabym chodzić na astangę 5 razy w tygodniu. w zasadzie, jak się uprę... z czego mogłabym zrezygnować?

ze snu? o, wstawać o piątej rano! jutro pierwszy dzień lata, dobrze by było wykorzystać przychylną porę roku. pracować, śmiać się, mieć czas i energię.

tymczasem: dosłownie parę nowości. zauroczenia i chęci, ważne słowa, kolejne decyzje (what to do). otóż co my tu mamy, to młody jęczmień! czysty sproszkowany sok z liści młodego jęczmienia. ponoć to prawdziwe cudo, pełna gama witamin, składników mineralnych, pierwiastków śladowych oraz aminokwasów. dużo magnezu, żelaza (może też dlatego nie mam anemii? ale anty-tpo wciąż niepokojąco wysokie...), potasu i wapnia. ma za zadanie przywracać równowagę kwasowo-zasadową, zapobiegać chorobom (polecany jest chorym na cukrzycę, zaburzenia pracy tarczycy HELL YEAH, anemię, miażdżycę, nadciśnienie oraz osteoporozę... ma sporo witaminy B w najróżniejszych jej wersjach, kwasu foliowego, choliny, witamin C i E. całkiem super. taki proszek miesza się z wodą, uzyskując soczek, i tu cytat: którego zawartość składników mineralnych i substancji odżywczych odpowiada składem 2 kg ekologicznie uprawianych owoców i warzyw!!! (te trzy wykrzykniki też tak były).

sami widzicie. nie rusza was to? ja się złapałam i mam nadzieję, że serio działa. przy okazji kupiłam też spirulinę w tabletkach (mam ją w redakcji, łykam po obiadku - przypomnijmy, dobre białko z glonów, oczyszcza krew, pomaga w transporcie tlenu, wspiera pracę serca, nerek i wątroby... podobno hamuje apetyt i dodaje energii, ale ja tego nie zauważyłam) oraz bardzo ciekawą książkę o holistycznym uzdrawianiu zaburzeń tarczycy. byłam też na wykładzie fundacji wiem co jem na temat zespołu jelita drażliwego - trochę zbyt długi i medyczny, ale posłuchać małgorzaty desmond zawsze fajnie. wnioski zarówno z książki, jak i z wykładu : gluten ble!

tak więc mam zamiar wydać sporo siana na badania nietolerancji pokarmowych. mam nową matę i gacie na jogę. super chodzić na zajęcia w towarzystwie martyni (go girl!). byleby się nie rozleniwić. dla przypomnienia, że człowiek potrafi wiele, video, o którym często myślę. wrzucałam już je tu zapewne, ale na pewno nie zaszkodzi zobaczyć jeszcze raz...