by

czwarte oczyszczanie - jak na razie najgorsze. czuję się jak wywłoka... ile syfu można mieć w sobie. tym bardziej myślę o tym, że zewnętrzne dbanie o siebie jest bez sensu. myśleć o wszystkim, co się w siebie wrzuca. dziś na kolację deser rabarbarowo-gruszkowy (zdziwił mnie ten rabarbar w sklepie, jeszcze musimy zamrozić truskawkowe specjały!). byliśmy też na spacerze w lesie - znalazłam i zeżarłam poziomki. wszystkie te józefowskie zapachy (pierwszy dzień lata) przypominają mi wakacje za dzieciaka, kiedy to się wyklejało zielniki i uczyło nazw drzew.

czas do wanny. wyglądam dobrze. od jutra - więcej zdjęć, codziennego pisania. mam parę dedlajnów, które powinny mnie zmobilizować. cieszę się!