by

boję się w życiu paru rzeczy. choroby, oszustów, swoich błędów. boję się również jutrzejszych zakwasów.

cały dzień nosiłam ze sobą buty i stare dresy. myślałam, że nie dotrę. koniec końców znalazłam miejsce (zmyliły mnie plakaty na 1 maja), zeszłam do piwnicy i poszłam na swój pierwszy crossfit.


trochę czytałam o tym i stwierdziłam: spróbuję. no, cieszę się, że nie zemdlałam. ring, obciążenie (zaledwie 8 kg), trener gorila. robiłam jakieś 20% tego, co pozostali (jakie żylety!), ale i tak jestem z siebie dumna. nic prostego. trening wytrzymałościowy połączony z siłowym. miałam mroczki przed oczami. uhhh jaki ze mnie słabiak!

to już trochę kwestia przesuwania swoich granic. nie wiem, na ile to jest zdrowe.