by

słońce, roztopy i wielkie nadzieje. problem jest taki, że trudno odzyskać równowagę. nagle jest druga w nocy, niby miałam pracować, a tak naprawdę zajmuję się czekaniem. ostatnie dni w ogóle były zbyt krótkie, żeby z nich cokolwiek wycisnąć. wydłuża się lista rzeczy do zrobienia i osób, do których powinnam/chcę się odezwać. ale czekam, czekam.


tak to u mnie wygląda: na śniadanie zielony smuti (każdego dnia!), herbata oczyszczająca i tort czekoladowy. jakiś żart. tu nie będzie tylko o jedzeniu czy kosmetykach - zgłaszam nieprzygotowanie. jak radzicie sobie z tym marazmem?

byłam na zajęciach z tańca współczesnego. mam ogromnego siniaka na prawym kolanie i chęć na więcej. ale proszę o tydzień na wyspanie, o dobre wiadomości.