by

jem mnóstwo słodyczy, czasem też nabiału. chleb nie zawsze bezglutenowy. wafle? uwielbiam! i jeszcze kakao, i czasem mleko smakowe... zbiera się całkiem sporo rzeczy z tabelki "nie". ratunkiem na wszystko ma być alkalizująca kasza jaglana. plan był taki: tydzień na jaglance, ale ciało powiedziało: bez żartów. więc powoli, jem kaszę parę razy w tygodniu. czasem po prostu z oliwą albo olejem kokosowym i ziołami. ale zazwyczaj robię tak:


kaszę płuczę zimną wodą, zalewam wrzątkiem i gotuję, aż woda wyparuje. bardzo ważna informacja, która dotarła do mnie dopiero po pewnym czasie. NIE MIESZAĆ KASZY. jaglanka sobie sama poradzi. czasem można spalić garnek, ale zasada jest prosta: żadnego mieszania! można dodać oliwy, masła... w czasie, kiedy kasza sobie bulgocze, ścieram marchewki, jabłko, mieszam z rodzynkami, siemieniem lnianym, amarantusem ekspandowanym, co tam mam w szafce! dzisiaj był jeszcze olej z orzechów włoskich, czarny sezam. przyprawy.


kasza gotowa? mieszam. jem. z miodem jest fantastyczna. robię zazwyczaj zdecydowanie za dużo, więc będzie też na jutrzejsze śniadanie. kiedy odgrzewam, najlepiej zalać trochę mlekiem. taka pocieszka na chorą sobotę.