by

poprawy na razie nie widać, myślę, że to jednak dłużej potrwa... w planach mam zakup kapsułek z liściem oliwnym. tymczasem robię sobie tonik, a później o nim zapominam, więc po tygodniu muszę robić nowy. całe szczęście, że opakowanie nasion czarnuszki kosztuje raptem parę złotych!


ja tam lubię chlebuś z czarnuszką, chociaż tu wkraczamy na grząski grunt glutenu... ale, ale! o co chodzi z tym tonikiem? trzeba rozkruszyć nasionka (łychę - do listy zakupów dopisuję moździerz), zalać wrzątkiem, odstawić, aż ostygnie. później trzymać maks tydzień w lodówce, przemywać twarz. i tu pojawia się problem: kto by zapamiętał, że obok musztardy stoi jakiś kosmetyk?


a szkoda, bo to samo dobro w płynie. ma działanie antybakteryjne, ponoć łagodzi alergię (sprawdźmy!), mówi do widzenia wolnym rodnikom... a jak się nasionka je, to pomagają ze wszelkimi kwasami, odtruwają... i to taka ładna nazwa.