by mitek
nareszcie! na święta dostałam od dobrego wujka (serio) paczkę błonnika i ostropestu, żebym mogła trochę się pooczyszczać. oczywiście, nie mogłam kupić pierwszego lepszego młynka, który zmieli ziarna... po wielu poszukiwaniach, wreszcie mam. przyszedł pocztą dziś rano. uwieczniony wraz z draceną, którą kupiłam sobie wczoraj, żeby dotrzymywała mi towarzystwa:
tak więc, od dzisiaj: rano - błonnik, wieczorem - ostropest. chyba każdy już ma fizia na punkcie jedzenia nasionek i detoksu, prawda? tak więc nie przedłużając, zapewne zbankrutuję przez te paczki. błonnik ma oczyszczać, sprawiać, że będę szczęśliwsza, piękniejsza i zdrowsza. przede wszystkim mam nadzieję, że będę mniej zmęczona (takie rzeczy obiecują...) słowa-klucze: toksyny, jelita, cholesterol. na taki błonnik składają się ziarna babki płesznik oraz łupiny babki jajowatej. a ostropest? na wątrobę, żeby oczyściła się z tych wszystkich leków, jakie brałam całe życie... będę się obserwować: z resztą im mniej nabiału, tym na pewno będzie lepiej...
a jak tam styczeń? miał być bezalkoholowy, jak na razie miałam jedną konkretną bibę (nie napić się w operze narodowej? bez przesady!) i dwa wieczory ze szklaneczką wina/martini na pocieszkę. nie mogę powiedzieć, że jest źle. styczeń/luty zapowiada się lepiej: jeszcze mniej alkoholu, plus błonnik i jaglanka. i to wcale nie postanowienia noworoczne!