by

im zimniej, tym większą mam ochotę na gęste kremy. te do jedzenia, bo na twarz staram się używać olejków. pierwszy w roku długi weekend - przydał się gar zupy. z dynią zawsze mam problem (brak ostrego noża), marchewka to klasyk, buraki kiedy indziej... jedliście kiedyś bataty?


ja chyba raz, w restauracji z afrykańskimi daniami. głupia sprawa, bo w józefowie mamy eko-sklepik i tam często widuję bataty. wreszcie się odważyłam! przytargałam wór batatów i zrobiłam ogromny garnek zupy. w przepisie było 5-6 batatów, ale przestrzegam - wzięłam 4, bo były spore, i okazało się, że to zdecydowanie za wiele... obrane, umyte i pokrojone (męka) bataty poddusiłam na oleju kokosowym (może być masło). trochę dusiłam, powoli dodawałam bulion warzywny (ogółem 2 litry). do tego posiekana cebula, pokrojona pietruszka i kawałek selera (mały!). można dodać też zwykłe plain ziemniaki albo marchewkę, co tam się lubi. ja zostawiłam same bataty, bo była ich mnogość i byłam ciekawa smaku. kiedy wszystko zmiękło (nie tak długo to trwało) dodałam przyprawy: czarny pieprz, gałkę muszkatołową, kminek. nie dosalałam. chwilę gotować, zmiksować, jeść! dodałam kapkę oleju z orzechów włoskich, który jest przepyszny sam w sobie, czarny sezam (źródło żelaza, fosforu, wapnia, witaminy e), myślę, że pasują też prażone nasiona dyni.


krem zrobiłam z myślą o babci, która zjadła parę łyżek. ja sama jadłam batatokrem przez 3 dni, a zostało jeszcze dla paru osób. pyszka!