by mitek
powiem wam, że nie jest łatwo. ostatni dzień czerwca, a ja czuję się, jakby trwała zeszła jesień: mokro w butach i męcząco w głowie. nie ma szans, żeby z czymkolwiek zdążyć, poranne wstawanie - owszem, ale nie wykorzystuję tego czasu tak, jakbym chciała... zamiast podsumowań, trochę postanowień na lipiec. przede wszystkim: spokojnie dbać o siebie. trudno, nie wygospodaruję dodatkowych funduszy ani śpiogodzin. dlatego idealnie nie będzie, ale za to - bez wyrzutów sumienia. nie umawiać się na spotkania, nie planować, że skończę tę książkę już jutro. nadrobić zaległości.
smutny koniec miesiąca. byleby lipiec był łaskawszy - żebym pisała częściej. na razie korzystam z tego, co już dobrze wiecie: zielone szejki (a na wieczór mają być kolejne!), awokado, unikanie glutenu (ale jagodzianek sobie nie odmawiam), olej kokosowy. siostra przyjechała i przywiozła olej z łopianu do buzi, ciała, włosów - temu trzeba się przyjrzeć!