by mitek
pogoda bardziej przypomina zaawansowaną jesień, minęły kolejne miesiące - zima. mimo rękawiczek marzną mi dłonie, a przecież to był krótki spacer i 5 stopni na plusie. będzie gorzej i wtedy poratuje mnie mitkówka.
w ogródku rośnie pigwowiec. zazwyczaj po prostu gnił, czekał pod śniegiem. przegapiłam aronię i postanowiłam wykorzystać ten śmieszny owoc. zrobić coś po raz pierwszy. pigwowiec różni się od pigwy tym, że jest twardszy, ma mniej miąższu - ale za to jest o wiele bardziej aromatyczny. zebrałam, co jeszcze wyglądało na zjadliwe i z niemałym trudem oczyściłam. szkoda było zostawiać - owoce pigwowca mają w sobie sporo witaminy c (niby polska cytryna), b, a i pp oraz mnóstwo łakoci (pektyna, tanina, antyoksydantny, minerały), które wzmacniają odporność organizmu. bez wyrzutów sumienia można sięgać po pigwówkę...
na mniej niż dwa litry pigwówki nazbierałam siatę owoców (nie wiem, ile dokładnie, ale ledwo udało mi się wszystko oczyścić! podobno nasiona są trujące - uważajcie...) zazwyczaj proporcje są takie: 1 kg owoców + 1 litr wódki + 1/2 kg cukru. umyte i pokrojone owocki przesypałam do dwóch słojów, zasypałam cukrem i zostawiłam w ciemnej, ciepłej szafce na dwa tygodnie. jak sobie przypomniałam o tym eksperymencie, potrząsałam słoikami, żeby owoce puściły sok. na początku grudnia zalałam powstały syrop i pigwy wódką - na świąteczny prezent mitkówka była w sam raz! styczeń to mój miesiąc bez alkoholu (jak na razie udaje mi się całkiem nieźle, a raczej - ograniczam bywanie na mieście...), ale jak tylko nadejdzie mroźny luty, na pewno nie odmówię sobie kieliszka na wzmocnienie. a może ktoś chce wpaść na jasną i samemu spróbować? jeszcze trochę zostało!