by

stało się: potrzeba leków na całe zło, które aktualnie atakuje mnie od wewnątrz. z tego wszystkiego trochę się poddałam i proszę bardzo. choruj sobie. szkoda, że nie mogę przeleżeć w dresie cały dzień i czekać na dostawy herbat z imbirem prosto do łóżka. jak na złość, sama w domu, nie licząc innych chorych.


tak więc chwytam się starych sposobów: nacieranie amolem (seksi)! syrop z cebuli (mniamka)! jaglanka i len! (say what?) no właśnie. len na wszystko.

oprócz tego, że siemię lniane dobrze wpływa na trawienie i w ogóle drogi śluzowe (gardziołko czeka), to zawiera sporo witaminek: A, E, F oraz kwasów omega 3 i 6. koi stany zapalne. dobre jest dla wszystkich, których boli brzusio - ba, nawet ma leczyć wrzody! - ja piję prewencyjnie, o tak: dwie łyżeczki sproszkowanego zalewam wrzątkiem, trochę odczekam i chlup! a także dodaję do zielonych szejków - ile mi się sypnie. nie rozumiem marud, które nie potrafią przełknąć zglutowanego lnu. wcale nie jest taki zły. całe nasionka dodaję do jaglanki, ryżu, czegokolwiek.