by mitek
w ramach oszczędzania wydałam ostatnio absurdalną kwotę w zielarni. chcę używać jak najmniej kosmetyków i zdecydowałam, że zamiast tysiąca balsamów będę używać tylko masła do ciała. a raczej - oleju. dali mi certyfikowany, głupio było mówić, że bieda i chcę zwykły. o, jak dobrze.
to jest zapach moich pierwszych perfum (gwiazdka w pilawie, yves rocher) i ostatnich wakacji (kawałki świeżego, schłodzonego kokosa na sycylijskiej plaży). organiczny robi różnicę. i tu tylko o tym, jak wpływa zewnętrznie - w kuchni to inna bajka. nawet nie chce mi się pisać o właściwościach (no dobra: widocznie poprawia stan skóry, goi rany, bardzo przyjemnie natłuszcza, ponoć ujędrnia...), bo sam zapach sprawia, że mam zamiar używać go już 4ever. aha, podobno nawet ma działanie przeciwsłoneczne!
jak tylko znowu zacznę jeść normalnie (bo teraz to słodycze i jakieś niedojedzone przez babcię obiady) zafunduję sobie słoik do kuchni i będę dodawać do wszystkiego. WSZYSTKIEGO. plusik dla tarczycy, kości, krwi, oczyszczania i metabolizmu. ma działać antyrakowo, ale nie za bardzo wierzę takim zapewnieniom. wystarczy, że przeciwzapalnie.
i jeszcze jeden minus: używając oleju kokosowego bardzo, bardzo tęskni się za latem.
Mam ten olej, identyczny! Smaruję nim od czasu do czasu twarz, usta, ciało, a najczęściej - włosy. Pachnie po prostu cudownie. A w kuchni to ostatnio dodałam do granoli, dzięki czemu tym bardziej zyskała na smaku :)
ReplyDelete