by

jak ktoś celnie zauważył, mój wyborny nastrój we wtorek był nieco podejrzany. wiadomka: skoro ryj mi się cieszy do obcych ludzi (no dobra, nawiązuję kontakt wzrokowy z przechodniami, bo niedowidzę i nigdy nie wiem, czy to ktoś znajomy czy nie), to następnego dnia trzeba będzie odchorować. ale! jest okej. dzisiaj, mimo wyrzutów sumienia, udało mi się wyrwać na współczesny od zera. mamy już niezłą chorełkę, no i kto by pomyślał, że potrafię tak wygiąć nogę? (przyda się, hehe). a wszystko w rytm:


trochę wygibasów i od razu lepiej się czuję. nie oszukujmy się, brakuje regularnej imprezy z tańcowaniem i trzymaniem się pod rękę.