by

im bardziej skupiam się na zdrowiu, tym bardziej czuję, jak niezdrowa jestem. odkrycie sprzed paru dni: w tym wieku człowiek już się psuje. a tak naprawę zepsułam się sama, jedząc i pijąc to, co zwykle. widzę efekty i mówię sobie: takie zwykle może być już tylko od święta. inna sprawa, że dzień po kuracji oczyszczającej wsuwam sernik z polewą czekoladową.

do rzeczy: oczyszczanie wątroby. pierwszy raz, ale nie ostatni (w końcu muszę się naprawić, chcę być po prostu zdrowa). może to aroganckie, ale uważam, że to dobra droga, żeby nie dostać raka - co w zasadzie jest mi (nam) pisane. baj baj, serniku, to ostatni kawałek (na ten tydzień, hehe).

wiem, że odstawię wszystkie leki. nie będę brać żadnych suplementów. może nie od razu, może nie na wiosnę, ale wkrótce. to dobry rok na odbudowę!


nie jest tak, że jestem super-niezdrowa. po prostu trzeba dokonać pewnej korekty. a tymczasem: skoro ja mam w sobie kamyki, no to błagam, ma je każdy, kto nie je vegan/raw/breathariańsko. więc: BEWARE! a na czym ta cała kuracja polega, może ktoś spytać. otóż nie jest lekko, ale i to nie wielkie poświęconko. mianowicie: piejmy sok jabłkowy (ale taki nie z koncentratu!) przez 6 dni, tak litr dziennie. myślę, że mam jakieś niedobory, bo piłam sporo i chciałam więcej. do tego: grapefruity i duuuuużo wody. do tego błonnik i inne łakocie, wstrzymujemy się od potraw zimnych/smażonych/nabiału/mięska itepe, co nie było problemem.

a 6 dnia rano... litr soku jabłkowego na raz! i konkretnie zabieramy się do rzeczy: można zjeść owsiankę albo warzywa, od 13:00 - NIC. i powiem wam, że to też no drama. ciężko robi się wraz z roztworem soli gorzkiej, którą pije się dwa razy wieczorem. na dobranoc sok z grapefruitów + oliwa (ilość znaczna...). i leżeć! nie ruszać się! spać! jeśli się da, hehs. ja zasnęłam... i śniło mi się granie w karty, praca, całkiem przyjemne sytuacje również. nowy dzień zaczynamy od znowu soli gorzkiej. a tak koło 12 można wypić wyciskany sok z pomarańczy (który smakuje wtedy po prostu bosko), zjeść świeże owocki, lekki obiadek. i może nie czujesz się wyśmienicie, ale jedno jest pewne: chociaż trochę jesteś zdrowsza.

zaręczam. teraz tylko muszę pić więcej kefirów, jeść jabłka (z pestkami!!!) i częściej rozmawiać z mądrymi ludźmi. tylko żeby nikt mi już nie prezentował serników ani czekolad...